sobota, 8 października 2011

25. Phoebe

Doszłyśmy do schodów. Veronica, która wyglądała na lekko zniecierpliwioną, spojrzała na mnie tym swoim miażdżącym spojrzeniem. Pomyślałam sobie "Boże, jak ja jej odmówię?". Westchnęłam i zaczęłam rozmowę.
- Ver... Wiesz, bo jest taki problem...
- Problem? - w jej oczach już czaiła się wściekłość - Co znowu schrzani...
- Ver! - przerwałam jej szybko, aby nie usłyszeć jej wyklinania - Ogarnij się może, co? Ja nie mam zamiaru ci przemycać dragów.
- Tchórzysz - prychnęła z pogardą
- Może. Ale boję się, że coś ci się stanie... - nie skończyłam, bo Veronica popchnęła mnie i zacisnęła dłonie na moich nadgarstkach. Była w furii.
- GROZISZ MI?!
- Nie! Ver, zrozum, martwię się o Ciebie. Przedawkujesz jeszcze albo...
To się stało w jednej chwili. Veronica zamachnęła się i już miała zadać cios, kiedy powstrzymała ją ręka Claya.
- Dość - powiedział. To coś w jego wzroku sprawiło, że nawet Veronica złagodniała. Dziwne. Ja nigdy, przenigdy nie czułam przed nim lęku.
Dziewczyna wyszarpała się z żelaznego uścisku Claya, spojrzała na mnie dziwnie i pobiegła do wyjścia.
A my staliśmy w ciszy.
- Dziękuję - wyszeptałam, gdyż nie potrafiłam powiedzieć nic więcej. Wbijałam wzrok w podłogę.
- Chodźmy już - odrzekł i zawahał się. Skinęłam głową i ruszyłam w stronę drzwi.
Kiedy byliśmy już na szkolnym parkingu, usłyszałam znajomy głos.
- Phoebe!
Odwróciłam się szybko i uśmiechnęłam się serdecznie, po raz pierwszy od kilku dni. Yoshiyo podbiegł do mnie i mocno przytulił.
- Wszystko gra? - zapytał.
- Tak - chociaż nie wiedziałam, czy do końca - w porządku.
Nagle uświadomiłam sobie, że obok stoi Clay. Oderwałam się od Yoshiyo i znów się do niego uśmiechnęłam. Odwzajemnił uśmiech.Tęskniłam za nim, z czego dopiero co zdałam sobie sprawę. W końcu zmusiłam się i spojrzałam na Claya i już miałam zapytać do dalej, lecz nagle podbiegł do mnie AJ, o którym całkowicie zdążyłam zapomnieć.
- Phoebe, słonko... - zaczął, a ja spłonęłam ze wstydu i ze złości. Znów się zaczyna...
- Nie jestem twoim słonkiem - przerwałam mu stanowczo - czego chcesz?
- Ej ej, wyluzuj, mała. Miałaś iść z nami i zawalić ten dziennik. A tu proszę - spojrzał krytycznie na Yoshiyo - stoisz z jakimiś Chińczykami...
- Zamknij się wreszcie - warknęłam - Yoshiyo nie jest Chińczykiem i nie masz prawa...
Nie zdążyłam skończyć, bo AJ złapał mnie za rękę i pociągnął ze sobą.
- Puść mnie, idioto! - krzyknęłam i zaczęłam się szarpać. Na próżno. Był za silny.
- Ej, puść ją, ty... - Yoshiyo już podszedł do AJa, co było błędem, bo ten od razu powalił go jednym ciosem.
- Yoshiyo!
- Zostaw go w końcu! Idziesz ze mną! Jesteś moją laską!
To mnie wyprowadziło z równowagi. Zdołałam się wyszarpnąć i wściekła wymierzyłam AJowi policzek.
- Nie jestem... twoją... dziewczyną!
Popatrzył na mnie, lecz jego spojrzenie nie wyrażało ani strachu, ani bólu. Podszedł do mnie i złapał za ramiona.
- NIE DOTYKAJ JEJ, MATOLE!
Zjawił się Clay. Jednym ruchem odepchnął AJa, a mnie odciągnął na bok. Pulsowała od niego wściekłość.
- Nie zbliżaj się do niej... bo inaczej cię zatłukę!
- Clay... - zbliżyłam się do niego, a on trochę złagodniał. AJ nadal był zbyt zszokowany, aby wstać i coś powiedzieć. Clay objął mnie jednym ramieniem i wróciliśmy do Yoshiyo. Na szczęście nic mu się nie stało, jedynie z nosa kapała krew. Clay usiadł przy ni i podał mu chusteczkę. Teraz pracowali po tej samej stronie.

sobota, 1 października 2011

24. Clay

Siedziałem tak w aucie, a łzy kapały mi na spodnie. Gdyby nie one, pewnie pobiegłbym za nią, przytulił ją i pocałował, bez względu na wszytko. Tęskniłem za nią. I nie wierzyłem, że ją kiedykolwiek jeszcze zobaczę. Te zadania... szlag by je trafił. Nie wiedziałem, jak mogę jej pomóc. Wyklinałem się za to co powiedziałem, co zrobiłem.
Siedziałbym dalej bezczynnie w samochodzie, walcząc z własnymi myślami, gdyby nie stukanie w szybę. Otarłem szybko łzy, chociaż i tak nic to nie dało, bo osoba pukająca w szybę pewnie od dłuższego czasu już mi się przyglądała. Podniosłem wzrok i ujrzałem nikogo innego, jak Yoshiyo. Wysiadłem z samochodu i oparłem się o samochód. Japończyk wpatrywał się we mnie z uwagą. W końcu odezwał się.
- Gdzie jest Phoebe?
Nie umiałem do końca odpowiedzieć na to pytanie, więc odparłem tylko:
- W szkole. Robi zadanie.
- Aha... - zastanowił się. - A czy ty nie powinieneś jej pomóc?
Milczałem.
- Eh... Clay, czy jej się uda? - zapytał nagle po dłuższej chwili milczenia. Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem - Czy jej się uda zrobić wszystkie misje?
Znów milczałem.
- Cholera, Clay! - prawie krzyknął Yoshiyo - Czy ty naprawdę myślisz, że gdy zawiesisz głowę i będziesz się martwił o Phoebe to wszystko się ułoży? Czy myślisz że to najlepsze, co mógłbyś jej ofiarować? Pomyśl! Nic ci to nie da. Musisz być silny, Clay. Zrób coś! Tylko ty możesz jej pomóc!
Podszedłem do niego i wlepiłem w niego wzrok. W jego oczach widać było lekki strach, lecz nie odwrócił wzroku. Położyłem mu rękę na ramieniu.
- Dziękuję - powiedziałem i odwróciłem się, aby poszukać Phoebe. Aby jej pomóc.
Znalazłem ją przy drzwiach do klasy. Najwyraźniej czekała na koniec lekcji. Stanąłem obok niej. Drgnęła. Nie odwróciła głowy, by na mnie spojrzeć. Nie musiała. Staliśmy tak, aż zadzwonił dzwonek szkolny.
- Widzisz mnie tylko ty - szepnąłem jej do ucha i się odsunąłem. Zauważyłem, że kiwnęła głową.
Z klasy wypływała fala licealistów cieszących się z końca zajęć szkolnych. Phoebe dołączyła do jednej z uczennic. Koleżanka Phoebe była niewiele od niej wyższa, miała krótkie, czarne włosy. W ogóle to cała była ubrana na czarno. Obie dziewczyny poszły w kierunku schodów, a ja za nimi. Doszliśmy do schodów ewakuacyjnych z których nikt prawie nie korzystał; idealne miejsce na tego typu rozmowę, która miała się niebawem odbyć.

23. Phoebe

Nie mam pojęcia jak dotarłam do pokoju i jak udało mi się przebrnąć przez rozmowę z ojcem. Był wściekły, że znowu się pogarsza moje zachowanie, ale ja wiedziałam że po prostu się o mnie martwił, co nie było dziwne; nie było mnie przecież w domu 2 dni! W końcu wytłumaczyłam mu że miałam drobny wypadek i że nic mi się nie stało. Nie wiem, czy uwierzył. W każdym razie mogłam pójść do pokoju i rzucić się na łóżko. Myślałam że od razu zasnę, lecz moją głowę zaprzątał potok myśli, w tym ta nie dająca mi spokoju od rana - mam tylko 48 godzin życia! W końcu, po długich rozmyśleniach, zasnęłam.
Gdy obudziłam się następnego dnia, na początku nie mogłam sobie przypomnieć gdzie jestem. Zabawne; nie było mnie w domu zaledwie jedną noc a już się odzwyczaiłam od turkusowych ścian mojego pokoju. Postanowiłam od razu wykonać 3 punkt zadań - odmówienie przemytu narkotyków. Wiedziałam że to nie będzie łatwe. Zerwałam się z łóżka, szybko doprowadziłam się do porządku i zeszłam na dół. Już miałam otwierać drzwi i nagle...
- Phoebe!
No nie! Westchnęłam i odwróciłam się na pięcie. Zupełnie zapomniałam o tacie!
- Słucham? - zapytałam z założonymi rękoma. Ojciec był już czerwony na twarzy.
- To ja o to pytam! Mów, gdzie znowu się wybierasz!
- Oj tato... - jęknęłam.
- Co tato? Co tato?! Zostajesz w domu! Znowu znikniesz na dwa dni! Co ja mówię, na jakie dwa dni! Teraz zaszalejesz i może na tydzień? - krzyczał. Dawno nie widziałam go w takim stanie.
- Tato, posłuchaj mnie - wtrąciłam, choć nawet nie wiem po co, bo jak umilkł to w ogóle nie wiedziałam co mu powiedzieć. - Tato... To jest za trudne do zrozumienia... Nawet jakbym potrafiła, to bym i tak nie mogła ci tego wytłumaczyć. Po prostu zrozum że muszę zrobić coś ważnego i mnie wypuść.
Nie czekając na jego odpowiedź wybiegłam z domu, zostawiając ojca z kamienną twarzą. Biegłam do szkoły najszybciej jak potrafiłam. Nagle usłyszałam głos za sobą. Cholera, znowu ktoś mnie zatrzymuje. Odwróciłam się i już miałam walnąć tekstem "nie mam teraz czasu!".  Jednak zaniemówiłam. Przede mną, twarzą w twarz stał Clay.
- Podrzucić cię? - zapytał. Za jego plecami stał jego niesamowicie czarny kabriolet.
Miałam wielką chęć mu odmówić i uciec jak najdalej od niego. Po tym, co powiedział. Ale w ostatniej chwili uświadomiłam sobie że czekają mnie jeszcze zadania, a Clay, czy tego chcę czy nie, ma mi w nich pomóc.
- Tak... Dzięki - odparłam i odwróciłam głowę. Nie mogłam już wytrzymać jego wzroku, nie mogłam patrzeć na te piękne, niebieskie oczy. Zbierało mi się na płacz, kiedy tak myślałam, więc szybko wsiadłam do samochodu Claya.
Usiadł na miejscu kierowcy i odpalił samochód. Jechaliśmy, a wnętrze samochodu wypełniała cisza, przerywana tylko odgłosem silnika. Gdy dotarliśmy pod szkołę, złapałam się na tym że nie chcę wysiadać z samochodu, nie chcę go opuścić! Siedziałam jak sparaliżowana, wpatrując się w przednią szybę.
- Clay... - odezwałam się w końcu. Poczułam jego spojrzenie. Już miałam coś powiedzieć, ale z prawego oka popłynęła łza. Wysiadłam szybko z samochodu i pobiegłam do szkoły, po drodze ocierając łzy z policzków. Nie wiedziałam, czy Clay za mną biegnie, czy w ogóle wysiadł z samochodu, ale wiedziałam tylko jedno. Nie chciałam, żeby zobaczył moje łzy. W tym momencie uświadomiłam sobie, jak bardzo mi go brakuje.