Miałem dość tej rozmowy. Opuściłem hol zostawiając Elizabeth samą. W mojej głowie pulsowała wściekłość.Musiałem się jak najszybciej opanować. Ruszyłem szybkim krokiem ku drzwiom balkonowym. Wyszedłem na chłodny dwór, oparłem się o białą, marmurową poręcz i zrobiłem kilka głębokich wdechów.
Świerze powietrze zadziałało na mnie jak mocna mięta; oczyściło mi umysł i po kilku chwilach mogłem już racjonalnie myśleć.
Nie powinienem tak nazwać Phoebe, nawet jeśli to było dla dobra nas obojga. I co z tego, że chciałem zatuszować to, co się między nami wydarzyło. Mogłem to zrobić inaczej, wytłumaczyć spokojnie... "Teraz dobrze powiedzieć" pomyślałem ze złością. Było minęło, nic nie można na to poradzić. Wiedziałem że Elizabeth i tak nie nabrała się na tą gierkę. Znów poczułem złość napływający wraz z nurtem myśli. Odgoniłem je wszystkie, pozostawiając trzeźwy umysł. Teraz trzeba się skupić na tym, na czym trzeba było na samym początku. Misje Phoebe. Wierzyłem, że przez ostatnie wydarzenia o tym nie zapomniała.
Postałem jeszcze chwilę na balkonie po czym wycofałem się do domu, o wiele spokojny niż kiedy wchodziłem do niego poprzednim razem. Chciałem znaleźć najpierw Phoebe, ale zrezygnowałem szybko z tej opcji. Była wyczerpana, musiała odpocząć i pewnie tak samo jak ja - wszystko przemyśleć.
Nie wiedząc, dokąd się teraz udać, przystanąłem na chwilę w holu.Ta chwila wystarczyła, aby usłyszeć jej płacz. Przeniosłem wzrok na drzwi Yoshiyo, słysząc każdą łzę płynącą po jej policzku. Nie zastanawiając się, zerknąłem przez dziurkę od klucz do pokoju.
Zobaczyłem Phoebe wypłakującą się na torsie Japończyka. On obejmował ją, jakby jej ramiona były z diamentu. Rude włosy Phoebe były potargane, a piękne, zielone oczy kleiły się od łez. Serce skurczyło się z rozpaczy na widok tej sceny. Nie mogłem już znieść jej widoku, odszedłem więc bezszelestnie do tyłu.
Nawet nie wiem jak znalazłem się w swoim pokoju. Usiadłem na łóżku i przez dłuższy czas wpatrywałem się w przestrzeń, lecz uznałem w końcu to za bezsens. Dostrzegłem w kącie pokoju odtwarzacz muzyki. Włączyłem piosenkę Papa Roach i w samotności wsłuchiwałem się w ostre nuty utworu. W głowie nie miałem już mętliku. Panowała tam pustka.
środa, 31 sierpnia 2011
17. Phoebe
Pokój, który wskazała mi Elizabeth był cały biały. Wszystko, dosłownie wszystko było tu białe. Dywan, mały stolik i fotel, łóżko oraz pościel, firanki. Szczerze mówiąc, niezbyt mi się to podobało. Usiadłam na łóżku. Po pierwsze, nie wiedziałam, gdzie jestem. No bo wyobraźcie sobie moją sytuację, wiesz tylko, że za dużo tu białego. Głowa przeraźliwie mnie bolała. Strasznie zaschło mi w gardle. Wstałam i cicho otworzyłam drzwi. Wyszłam do holu,do którego się ''prze teleportowaliśmy''
-...ją. Kochasz ją, Clay. - Elizabeth dosyć głośno rozmawiała z Clayem.
- Nie, to nie tak. Próbuję ją po prostu do nas przekonać ! Ta ruda nic dla mnie nie znaczy. Jest N I K I M - Odpowiedź Claya sprawiła, że zakręciło mi się w głowie. Nie widzieli mnie, nie wiedziałam co robić. W oczach pojawiły mi się łzy i nic już nie widziałam. Byłam pewna, że mówi o mnie. Skręciłam korytarzem w prawo i znalazłam kuchnię. Oparłam się o blat. Nie wiem nawet, dlaczego płakałam. Przecież rzeczywiście nic między nami nie było. Nie znalazłam w lodówce nic do picia, w szafkach też niczego nie było. Kuchnia wyglądała jakby nikt tu nie mieszkał. I była równie biała jak sypialnia. Skierowałam się do pokoju, w którym najprawdopodobniej był Yoshiyo. Wytarłam łzy i wzięłam kilka głębokich wdechów.
Zapukałam do drzwi.
- Wejdź, Phoebe.
- Skąd wiedziałeś, że to ja? - Uśmiechnęłam się zaskoczona.
- Wydajesz się... Jesteś tu najmilsza i chyba tylko ciebie obchodzi to, że zupełnie nie wiem gdzie jestem i co robić.
- Nie martw się, ja wiem prawie tyle samo co ty. - uśmiechnęłam się znów, tym razem smutno. - Ale mogę opowiedzieć ci wszystko co wiem.
No i opowiedziałam mu, o liście z tym, co mam zrobić, zaczynając od mojej ''śmierci'' i wytłumaczyłam mu mniej więcej kto to jest Elizabeth i Clay.
- To może teraz ty mi opowiesz, gdzie jechałeś i czy ktoś na ciebie czeka?
- Tak, nie miałem czasu, żeby to wytłumaczyć. - Yoshiyo wyglądał już trochę lepiej. - Jechałem do domu, w którym nikt na mnie nie czekał. Moja dziewczyna, a właściwie już narzeczona zginęła zaraz po oświadczynach. Nie wiem co się stało. Byliśmy nad jeziorem i spędzaliśmy miło czas, ciesząc się zaręczynami... - coraz trudniej przychodziło mu opowiadać. Tak bardzo chciałam mu pomóc. - ... Zasnęliśmy na plaży... Bo to jest prywatne jezioro mojego dziadka. Obudził mnie krzyk Katie. Kiedy wstałem, było ciemno i nie wiedziałem, gdzie jest. Nie było jej obok. Ktoś uderzył mnie w głowę i straciłem przytomność. Zadzwoniłem na policję. Zaczęli śledztwo, ale na razie nic nie znaleźli. Wracałem do domu. I dalej już wiesz, co się działo.
- Tak bardzo chciałabym ci pomóc. - Mówiłam to, co myślałam. - Jestem pewna, że ona się znajdzie.
- A ja jestem pewny, że uda ci się wykonać zadania. Przepraszam, że się ci tak zwierzam, ale myślę, że jesteś dobrą osobą i...
Przytuliłam go i się rozpłakałam. Yoshiyo po chwili odwzajemnił uścisk.
-...ją. Kochasz ją, Clay. - Elizabeth dosyć głośno rozmawiała z Clayem.
- Nie, to nie tak. Próbuję ją po prostu do nas przekonać ! Ta ruda nic dla mnie nie znaczy. Jest N I K I M - Odpowiedź Claya sprawiła, że zakręciło mi się w głowie. Nie widzieli mnie, nie wiedziałam co robić. W oczach pojawiły mi się łzy i nic już nie widziałam. Byłam pewna, że mówi o mnie. Skręciłam korytarzem w prawo i znalazłam kuchnię. Oparłam się o blat. Nie wiem nawet, dlaczego płakałam. Przecież rzeczywiście nic między nami nie było. Nie znalazłam w lodówce nic do picia, w szafkach też niczego nie było. Kuchnia wyglądała jakby nikt tu nie mieszkał. I była równie biała jak sypialnia. Skierowałam się do pokoju, w którym najprawdopodobniej był Yoshiyo. Wytarłam łzy i wzięłam kilka głębokich wdechów.
Zapukałam do drzwi.
- Wejdź, Phoebe.
- Skąd wiedziałeś, że to ja? - Uśmiechnęłam się zaskoczona.
- Wydajesz się... Jesteś tu najmilsza i chyba tylko ciebie obchodzi to, że zupełnie nie wiem gdzie jestem i co robić.
- Nie martw się, ja wiem prawie tyle samo co ty. - uśmiechnęłam się znów, tym razem smutno. - Ale mogę opowiedzieć ci wszystko co wiem.
No i opowiedziałam mu, o liście z tym, co mam zrobić, zaczynając od mojej ''śmierci'' i wytłumaczyłam mu mniej więcej kto to jest Elizabeth i Clay.
- To może teraz ty mi opowiesz, gdzie jechałeś i czy ktoś na ciebie czeka?
- Tak, nie miałem czasu, żeby to wytłumaczyć. - Yoshiyo wyglądał już trochę lepiej. - Jechałem do domu, w którym nikt na mnie nie czekał. Moja dziewczyna, a właściwie już narzeczona zginęła zaraz po oświadczynach. Nie wiem co się stało. Byliśmy nad jeziorem i spędzaliśmy miło czas, ciesząc się zaręczynami... - coraz trudniej przychodziło mu opowiadać. Tak bardzo chciałam mu pomóc. - ... Zasnęliśmy na plaży... Bo to jest prywatne jezioro mojego dziadka. Obudził mnie krzyk Katie. Kiedy wstałem, było ciemno i nie wiedziałem, gdzie jest. Nie było jej obok. Ktoś uderzył mnie w głowę i straciłem przytomność. Zadzwoniłem na policję. Zaczęli śledztwo, ale na razie nic nie znaleźli. Wracałem do domu. I dalej już wiesz, co się działo.
- Tak bardzo chciałabym ci pomóc. - Mówiłam to, co myślałam. - Jestem pewna, że ona się znajdzie.
- A ja jestem pewny, że uda ci się wykonać zadania. Przepraszam, że się ci tak zwierzam, ale myślę, że jesteś dobrą osobą i...
Przytuliłam go i się rozpłakałam. Yoshiyo po chwili odwzajemnił uścisk.
wtorek, 30 sierpnia 2011
16. Clay
Powietrze wypełnił zapach cytryny i jasno żółtego obłoku. Pojawiła się Elizabeth, po której było widać... cóż, właściwie nic nie było widać bo jak zwykle kombinowała z modą. Tym razem na głowie miała kapelusz z wielkim rondem, a twarz przykrywała koronkowa chusta.
- Witajcie, moi drodzy - powitała wyrafinowanym głosem. Spojrzałem na Yoshiyo, którego wyraz twarzy mówił "Już po nas". - Kłopoty?
- Tak, Elizabeth - powiedziała Phoebe zanim zdążyłem otworzyć usta. Jakby przeczuwała, że muszę jeszcze mieć trochę czasu, aby się uspokoić - Potrzebujemy pomocy, zresztą to widać na pierwszy rzut oka - z pewnością miała na myśli przepołowiony samochód pod drzewem i rozbite auto naszego nowego znajomego.
Elizabeth zamyśliła się na chwilę, po czym zapytała:
- Czy wszyscy cali?
- Tak, Clay wszystkim się zajął. Najgorzej jest chyba z Yoshiyo - wskazała głową na Japończyka - Jest w lekkim szoku, tak myślę. W końcu to wszystko się działo tak szybko... - nic nie wspomniała o moim wybryku.
- Rozumiem - powiedziała Elizabeth po chwili ciszy.
- Co teraz?
- Zabieram was stąd.
Nikt nie zdążył drgnąć, a znaleźliśmy się w jej wielkiej willi. Wskazała Phoebe i Yoshiyo dwie sypialnie, a mnie wzięła na bok.
- Chyba wiem, co tam mogło się zdarzyć - powiedziała, miażdżąc mnie spojrzeniem. Milczałem. Nie dawała za wygraną. Mówiła dalej - Clay, nie musiałeś się tak wydzierać. Wiem z doświadczenia że wystarczy kiedy siedzisz cicho, a później coś palniesz. Wtedy wszyscy lądują pod stołem. A czemu tak nie było tym razem? - Potraktowałam to pytanie jako retoryczne i nie miałem zamiaru na nie odpowiedzieć. Teraz w ogóle czułem się urażony, ostatecznie Elizabeth traktowała mnie w tym momencie jak uczniaka - A ja wiem. Kochasz ją. Kochasz ją, Clay.
- Witajcie, moi drodzy - powitała wyrafinowanym głosem. Spojrzałem na Yoshiyo, którego wyraz twarzy mówił "Już po nas". - Kłopoty?
- Tak, Elizabeth - powiedziała Phoebe zanim zdążyłem otworzyć usta. Jakby przeczuwała, że muszę jeszcze mieć trochę czasu, aby się uspokoić - Potrzebujemy pomocy, zresztą to widać na pierwszy rzut oka - z pewnością miała na myśli przepołowiony samochód pod drzewem i rozbite auto naszego nowego znajomego.
Elizabeth zamyśliła się na chwilę, po czym zapytała:
- Czy wszyscy cali?
- Tak, Clay wszystkim się zajął. Najgorzej jest chyba z Yoshiyo - wskazała głową na Japończyka - Jest w lekkim szoku, tak myślę. W końcu to wszystko się działo tak szybko... - nic nie wspomniała o moim wybryku.
- Rozumiem - powiedziała Elizabeth po chwili ciszy.
- Co teraz?
- Zabieram was stąd.
Nikt nie zdążył drgnąć, a znaleźliśmy się w jej wielkiej willi. Wskazała Phoebe i Yoshiyo dwie sypialnie, a mnie wzięła na bok.
- Chyba wiem, co tam mogło się zdarzyć - powiedziała, miażdżąc mnie spojrzeniem. Milczałem. Nie dawała za wygraną. Mówiła dalej - Clay, nie musiałeś się tak wydzierać. Wiem z doświadczenia że wystarczy kiedy siedzisz cicho, a później coś palniesz. Wtedy wszyscy lądują pod stołem. A czemu tak nie było tym razem? - Potraktowałam to pytanie jako retoryczne i nie miałem zamiaru na nie odpowiedzieć. Teraz w ogóle czułem się urażony, ostatecznie Elizabeth traktowała mnie w tym momencie jak uczniaka - A ja wiem. Kochasz ją. Kochasz ją, Clay.
piątek, 26 sierpnia 2011
15. Phoebe
Yoshiyo. Był nawet przystojny. Jak na niego patrzyłam, przypomniały mi się kiepskie kreskówki anime, które leciały w telewizji gdy byłam mała. Nigdy ich nie lubiłam, ale czasami z nuda zmuszała mnie do oglądania ich. Teraz patrząc na niego oceniałam sytuację. Wyglądał na przerażonego... Na pewno był przerażony. Jego samochód leżał rozbity, natomiast czarne cudo Clay'a, do połowy wgniecione spokojnie stało w drzewie. Samochód nie nadaje się do niczego. Czułam lekkie zawroty głowy, po magicznym uzdrowieniu Clay'a. Japończyk czuł się pewnie jeszcze gorzej. Zastanawiałam się też, czy Clay umie sprawić, że Yoshiyo zapomni. Wszystkie te zdarzenia strasznie mnie przytłaczały. Najchętniej poszłabym spać i o wszystkim zapomniała. A do tego byłam zła na Clay'a. Jak on mógł się tak zachować ?! Jak mógł... Nie znałam go od tej strony. Jest dla mnie tajemnicą i jak tylko będziemy mieli chwilę, mam zamiar wszystko z nim wyjaśnić.
Odgarnęłam do tyłu, długie, przeszkadzające włosy i stanęłam obok Yoshiyo.
- Na pewno nic ci nie jest ?
- N... nie. Przecież on... co on zrobił ?! - Yoshiyo był przestraszony, ale za wszelką cenę próbował się opanować. - Już nic mi nie jest...
- Clay - nawet na niego nie spojrzałam - chyba ty powinieneś mu wszytko wyjaśnić. Załatwić jakiś transport, albo wezwać karetkę. Ja nie mam pojęcia, co robić.
To była prawda. Usiadłam na trawie. Wpatrzyłam się w czubki butów i myślałam o tym jak mi ciężko. Miałam jeszcze tyle spraw do załatwienia. Tyle punktów na tej cholernej liście. Czułam na sobie wzrok obu chłopaków. Nie wiedziałam jak się zachować, więc patrzyłam nadal na końcówki butów.
- Elizabeth ? - usłyszałam głos Clay'a. - Tak, przyjedź po nas.... Mamy mały problem.... Opowiem ci później.
Wyglądał jakby gadał sam do siebie, ale domyśliłam się, że to telepatia. Chciałam powiedzieć o tym Yoshiyo, ale zdecydowałam, że nie mam na to siły.
Odgarnęłam do tyłu, długie, przeszkadzające włosy i stanęłam obok Yoshiyo.
- Na pewno nic ci nie jest ?
- N... nie. Przecież on... co on zrobił ?! - Yoshiyo był przestraszony, ale za wszelką cenę próbował się opanować. - Już nic mi nie jest...
- Clay - nawet na niego nie spojrzałam - chyba ty powinieneś mu wszytko wyjaśnić. Załatwić jakiś transport, albo wezwać karetkę. Ja nie mam pojęcia, co robić.
To była prawda. Usiadłam na trawie. Wpatrzyłam się w czubki butów i myślałam o tym jak mi ciężko. Miałam jeszcze tyle spraw do załatwienia. Tyle punktów na tej cholernej liście. Czułam na sobie wzrok obu chłopaków. Nie wiedziałam jak się zachować, więc patrzyłam nadal na końcówki butów.
- Elizabeth ? - usłyszałam głos Clay'a. - Tak, przyjedź po nas.... Mamy mały problem.... Opowiem ci później.
Wyglądał jakby gadał sam do siebie, ale domyśliłam się, że to telepatia. Chciałam powiedzieć o tym Yoshiyo, ale zdecydowałam, że nie mam na to siły.
środa, 17 sierpnia 2011
14. Clay
- Co za...
Co za głupek w nas walnął?! Samochód uderzył w drzewo i prawie złamał na pół. Mi oczywiście nic nie było - byłem nieśmiertelny. Szybko wysiadłem z wozu i wyciągnąłem z niego Phoebe. Była nieprzytomna i miała rany, pewnie nie tylko te, które widziałem.Ucałowałem ją w czoło, co sprawiło zniknięcie wszystkich obrażeń i położyłem delikatnie na trawie.
Wstałem i odwróciłem się. Okazało się że sprawcą wypadku był jakiś chłopak, Japończyk najwyraźniej. Miał okulary, był raczej niższy ode mnie. Po czole spływała mu strużka czerwonej krwi. Był przerażony.
- Przepraszam! - zawołał.
Ruszyłem ku niemu z wściekłą miną. Wiedziałem, że chłopak nie chciał spowodować wypadku, ale nie obchodziło mnie to w tej chwili. Byłem po prostu zły!
- P - Przepraszam - wyjąkał, kiedy stanąłem przed nim. Wyglądał na takiego, co mógłby teraz nawiać, gdyby nie nogi wrośnięte ze strachu w ziemię.
- Kto ci dał prawo jazdy? - wycedziłem przez zęby.
- Jaa... przepraszam... naprawdę j - ja nie... - przerwał kiedy złapałem go z przodu za koszulę. Oczy mu się rozszerzyły. Nie mogłem już wytrzymać.
- MOGŁEŚ WSZYSTKICH POZABIJAĆ!!! - wykrzyczałem mu w twarz - CO TY SOBIE W OGÓLE MYŚLAŁEŚ, GÓWNIARZU! MYŚLISZ, ŻE UJDZIE CI TO PŁAZEM?! TY...
- Clay!
Na ten głos puściłem przerażonego chłopaka, a ten osunął się na kolana. Powoli się odwróciłem. Było mi wstyd, że byłem bliski zrobienia jatki przy Phoebe. Boże, co ona teraz o mnie pomyśli...
- Clay... - powtórzyła. Nie byłem zdolny spojrzeć jej w oczy. W końcu podniosłem wzrok.
Twarz Phoebe wyrażała głęboki szok. Minęła mnie i podeszła do tego chłopaka.
- Wszystko w porządku? Jak masz na imię?
- Tak...jestem Yoshiyo - nadal miał roztrzęsiony głos, ale nie byłem pewny czy ze strachu czy z powodu pięknej twarzy Phoebe.
Zapadła cisza. W końcu po kilku minutach odwróciłem się do nich i zobaczyłem, że Phoebe wlepia we mnie wzrok. Zrozumiałem, o co chce poprosić. Podszedłem do Yoshiyo. Phoebe drgnęła; chyba nie była pewna, co chcę zrobić. Przyłożyłem mu rękę do czoła. Krew przestała płynąć, pozostała tylko zaschnięta w niektórych miejscach.
- Wybacz - mruknąłem w końcu - nie powinienem aż tak się wściec.
Kiwnął głową. Wiedziałem, że się mnie bał. Spojrzałem na Phoebe i czekałem na dalsze instrukcje.
Co za głupek w nas walnął?! Samochód uderzył w drzewo i prawie złamał na pół. Mi oczywiście nic nie było - byłem nieśmiertelny. Szybko wysiadłem z wozu i wyciągnąłem z niego Phoebe. Była nieprzytomna i miała rany, pewnie nie tylko te, które widziałem.Ucałowałem ją w czoło, co sprawiło zniknięcie wszystkich obrażeń i położyłem delikatnie na trawie.
Wstałem i odwróciłem się. Okazało się że sprawcą wypadku był jakiś chłopak, Japończyk najwyraźniej. Miał okulary, był raczej niższy ode mnie. Po czole spływała mu strużka czerwonej krwi. Był przerażony.
- Przepraszam! - zawołał.
Ruszyłem ku niemu z wściekłą miną. Wiedziałem, że chłopak nie chciał spowodować wypadku, ale nie obchodziło mnie to w tej chwili. Byłem po prostu zły!
- P - Przepraszam - wyjąkał, kiedy stanąłem przed nim. Wyglądał na takiego, co mógłby teraz nawiać, gdyby nie nogi wrośnięte ze strachu w ziemię.
- Kto ci dał prawo jazdy? - wycedziłem przez zęby.
- Jaa... przepraszam... naprawdę j - ja nie... - przerwał kiedy złapałem go z przodu za koszulę. Oczy mu się rozszerzyły. Nie mogłem już wytrzymać.
- MOGŁEŚ WSZYSTKICH POZABIJAĆ!!! - wykrzyczałem mu w twarz - CO TY SOBIE W OGÓLE MYŚLAŁEŚ, GÓWNIARZU! MYŚLISZ, ŻE UJDZIE CI TO PŁAZEM?! TY...
- Clay!
Na ten głos puściłem przerażonego chłopaka, a ten osunął się na kolana. Powoli się odwróciłem. Było mi wstyd, że byłem bliski zrobienia jatki przy Phoebe. Boże, co ona teraz o mnie pomyśli...
- Clay... - powtórzyła. Nie byłem zdolny spojrzeć jej w oczy. W końcu podniosłem wzrok.
Twarz Phoebe wyrażała głęboki szok. Minęła mnie i podeszła do tego chłopaka.
- Wszystko w porządku? Jak masz na imię?
- Tak...jestem Yoshiyo - nadal miał roztrzęsiony głos, ale nie byłem pewny czy ze strachu czy z powodu pięknej twarzy Phoebe.
Zapadła cisza. W końcu po kilku minutach odwróciłem się do nich i zobaczyłem, że Phoebe wlepia we mnie wzrok. Zrozumiałem, o co chce poprosić. Podszedłem do Yoshiyo. Phoebe drgnęła; chyba nie była pewna, co chcę zrobić. Przyłożyłem mu rękę do czoła. Krew przestała płynąć, pozostała tylko zaschnięta w niektórych miejscach.
- Wybacz - mruknąłem w końcu - nie powinienem aż tak się wściec.
Kiwnął głową. Wiedziałem, że się mnie bał. Spojrzałem na Phoebe i czekałem na dalsze instrukcje.
Subskrybuj:
Posty (Atom)