niedziela, 24 lipca 2011

13. Phoebe

Weszliśmy na werandę domku babci. Poczułam się jak mała dziewczynka. Bałam się, szczerze mówiąc, bałam się reakcji babci. '' Ciekawe czy mnie pozna ?'' myślałam.
- Clay, będziesz widzialny ? - byłam ciekawa. To pierwszy raz kiedy odezwałam się do niego od momentu... no tego momentu.
- A chcesz ?
- Tak, byłoby mi raźniej. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Ok.
Zapukałam cicho do drzwi. Po chwili otworzyła nam moja babcia. Ubrana w liliowy sweterek i kwiaciastą spódnice. Tak bardzo za nią tęskniłam ! Wyglądała tak jak ją zapamiętałam.
- Phoebe ? Moja kochana Phoebe ?! Wiedziałam, że kiedyś przyjdziesz - Babcia wyglądała na szczęśliwą i zaskoczoną - nie wiedziałam, że tak szybko.
- Cześć, babciu. - przytuliłam się do niej.
- Wejdź, wejdź do środka. Oh, przepraszam, wejdźcie. Co to za młodzieniec ?
- To... to mój... chłopak Clay. - To pierwsze mi przyszło do głowy. Cholera. Dlaczego to  ?!
- Tak, miło mi panią poznać. - Uśmiechnął się do mojej babci Clay.
- Mi również, no już wchodźcie, wchodźcie.
Weszłam. Domek był taki sam jak zapamiętałam. W powietrzu unosił się zapach lawendowego kadzidełka. Usiadłam na kanapie w salonie. Na ścianach wisiały zdjęcia. Między innym moje, kiedy byłam mała. Firanki w oknach nadal były te same. Właściwie to nic się nie zmieniło. Z kuchni słychać było dźwięk wody gotującej się w czajniku. Zachciało mi się płakać. Clay usiadł obok mnie. Nie patrzył na mnie. Nie odzywał się. Wyglądał jakby był na mnie zły. Co najmniej zły. Babcia przyszła niosąc na tacce herbatę i ciasteczka cynamonowe.
- Smacznego. - uśmiechnęła się przyjaźnie. Zaczęliśmy jeść ciasteczka i popijać je herbatą. Rozmawialiśmy późno, aż do samego wieczora. Mieliśmy tyle zaległości. Bardzo dużo tematów. Nawet Clay ożywił się trochę przy rozmowie, ale nadal wydawał się zły i niedostępny. A przecież dzisiaj w południe jeszcze się całowaliśmy i był zupełnie inny.
Późnym wieczorem gdy wychodziliśmy przytuliłam mocno babcię i powiedziałam, że jeszcze przyjadę. Była chyba bardzo szczęśliwa i wybaczyła mi wszystko.
Ostatnie co pamiętam to to, że wsiadłam do samochodu i jechaliśmy chwilę, a potem pisk opon i krzyk. Potem chyba zemdlałam.

sobota, 23 lipca 2011

12. Clay

Nie wiem, co ja sobie myślałem.
Ale na pewno nie mogę dopuścić do drugiego razu. Kocham ją całym sobą. Dlatego muszę uważać, jeśli chcę ją ponownie zobaczyć. Wolę mieć ją ze sobą i trzymać na dystans uczucie, którym darzymy siebie nawzajem, niż zniknąć ze wspomnieniami dla kary za niewybaczalną miłość. Bez pamięci, którą zajęła w całości, gdy po raz pierwszy ujrzałem jej twarz.

środa, 20 lipca 2011

11. Phoebe

Obudziłam się wypoczęta i gotowa do dalszych zadań. Usłyszałam głos w głowie.
- Phoebe, słyszysz mnie ? To telepatia, możesz mi odpowiedzieć. - słyszałam wyraźnie głos Clay'a.
- T...tak... słyszę cię. Co mam robić ?
- O dwunastej bądź pod domem, przyjdę po ciebie, dobrze ?
Spojrzałam na zegarek. Mam 30 minut.
- Dobra. Pa
- Pa, Phoebe...
Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i ubrałam się w jakieś ubranie ze ''starej'' szafy. Jeśli się nie mylę to jeśli mogę wykonywać zadania nie po kolei to dzisiaj odwiedzę babcię. Już nie mogłam się doczekać.
Punkt dwunasta stałam pod domem. Tata był w pracy, więc nie musiałam się tłumaczyć. Pod dom przyjechał Clay. Przyjechał ! Swoim czarnym kabrioletem... wow...
- Zapraszam do środka - powiedział po ucałowaniu mojej dłoni i otworzeniu mi drzwi.
Poczułam się bardzo fajnie. Wsiadłam do środka na miejsce pasażera. Clay usiadł za kierownicą i zapalił silnik. Ruszyliśmy gdzieś.
- Clay, ale... jesteś już widzialny ?
- Oczywiście. A co... samochód widmo ? - Uśmiechnął się do mnie.
Zachichotałam. Dalej jechaliśmy w ciszy.
 Dopiero po 20 minutach spytałam się:
- Gdzie my jedziemy ?
- Na przejażdżkę. - Z jego twarzy nie znikał chytry uśmieszek.
- Clay, gdzie jedziemy ?! - powiedziałam głośniej, a potem się zaśmiałam.
- A gdzie chcesz jechać ?
- A ty ?
- Gdziekolwiek, byle tylko z tobą.
Zarumieniłam się. Byłam zszokowana. I on chyba też się zawstydził.
- Przepraszam. Jedziemy do twojej babci. Tak ?
- Tak.
Teraz już wiem co o mnie myśli. I byłam z tego zadowolona. Lubił mnie. Ja jego też.
Zatrzymaliśmy się przy drodze. Widać stąd było mały domek babci. Gdy wysiadałam, przypomniałam sobie, że nie jadłam śniadania, ani kolacji, byłam strasznie głodna. Było mi słabo. Zachwiałam się i oparłam ręce na kolanach. W tej chwili koło mnie zjawił się Clay.
- Wszystko dobrze ?
- Tak... tylko... - W tej chwili nie zastanawiając się długo spojrzałam mu w oczy, a widząc w nich to samo uczucie, powoli go pocałowałam. Odwzajemnił pocałunek. To trwało chwilę, bo później zorientowaliśmy się, że nie możemy. Spojrzeliśmy na siebie zawstydzeni, a później odwróciliśmy wzrok. Całą drogę do domku babci, nie odezwaliśmy się słowem. Jak mogę teraz myśleć o jakiejś miłości ?! Przecież mam sto razy ważniejsze rzeczy na głowie. Ale mimo to... naprawdę mi się podobało.

poniedziałek, 18 lipca 2011

10. Clay

Przez całą noc czytałem dziennik. Gdy rano wychodziłem z łazienki, pomyślałem, czy dobrze by było skontaktować się z Phoebe. Jednak odrzuciłem od siebie tą myśl. Mogła jeszcze spać. Kompletnie nie wiedziałem o zrobić. W końcu jakieś 20 minut później usłyszałem głos w mojej głowie.
- Clay? - nawoływała Phoebe - Słyszysz mnie? Clay?
Zerwałem się i szybko odpowiedziałem.
- Phoebe? - nie potrafiłem opanować drgania w moim głosie - Słyszę! Cieszę się że udało Ci się ze mną skontaktować - naprawdę byłem z niej dumny!
- Mam przyjść do Ciebie? - zapytała - Czy może Ty do mnie? A może pójdziemy do parku? Albo na lody?
Załapałem, że to nie jest Phoebe.
Elizabeth pojawiła się z cytrynowej mgły. Na jej ustach malował się szyderczy uśmiech. Poczułem, jak gotuje się we mnie ze złości.
- Noto jak? Na piknik? - zaśmiała się. Nie byłem w stanie wykrztusić żadnego słowa. - Oh, Clay, mój ulubieńcu!
w końcu otrząsnąłem się. Rzuciłem Elizabeth ostre, pełne wściekłości spojrzenie.
- Daj spokój, Clay - zachichotała - Ot, takie żarciki, mój aniele.
- Skończ - warknąłem - Mów lepiej, po co przyszłaś. Nie mam całego dnia.
Pożałowałem od razu mojej ostrości w głosie.Elizabeth obruszyła się. Taaak, była już obrażona.
- Wizyta towarzyska - prychnęła - Musiałam sprawdzić, czy jeszcze nie poddałeś się miłościom. Nawet mi by się nie uśmiechało, gdyby cię wywalili. Co jak co, ale twoje odejście byłoby wielką stratą.
Odwróciła się na pięcie i już miała zniknąć, kiedy zerknęła na mnie przez ramię i rzuciła troskliwym tonem:
- Nie daj sobie podciąć skrzydeł - po czym znikła w dymie.

niedziela, 10 lipca 2011

9. Phoebe

 3. Odmówienie przemytu narkotyków dla koleżanki
Pamiętam. Koleżanka była koleżanką tylko wtedy, gdy czegoś ode mnie chciała... Ale odmówienie jej teraz nie będzie trudne. Później i tak się pokłóciłyśmy.
4. Poprawienie swojej oceny w szkole.
Tak, to może sprawić trochę problemów. Nie uczyłam się prawie przez cały rok. No ale trzeba będzie się pouczyć. Pewnie będzie chodziło o zaliczenie sprawdzianu, którego totalnie oblałam.
5. Zapobiegnięcie kradzieży dziennika.
Hmm...  Z tym też może być trochę problemu. AJ znowu będzie coś podejrzewał, jeśli zacznę mu tłumaczyć co jest dobre, a co złe. No, ale coś wymyślę. I chyba mówiąc to traciłam coraz bardziej wiarę w siebie.
6. Oddanie skradzionych butów.
Zapomniałam o nich jakiś miesiąc temu. Hmm... to znaczy miesiąc przed wypadkiem. Wstałam z łóżka i podeszłam do mojej szafki z butami. Z najniższej półki wyjęłam pudełko. Te buty są wspaniałe ! Najpiękniejsze jakie widziałam, a do tego takie drogie. Nie chcę ich oddawać. Niee. No dobra, Phoebe. Będziesz musiała to zrobić. To było złe ukraść te buty. Bardzo złe. Walczyłam ze sobą wewnętrznie, ale i tak wiedziałam, że muszę je oddać. W końcu, chcę żyć, no nie ? Schowałam te cudowne czarne buty, z cienkimi błyszczącymi paskami i obcasem wysadzanym błyszczącymi czarnymi kamyczkami do szafki.
7. Uniknięcie jarania za kościołem.
Był tam taki przystojny chłopak, który zawsze mi się podobał i po tym jaraniu całowałam się z nim. Szkoda, że będę musiała z tego zrezygnować. Chociaż, teraz, nie wydaje mi się tak atrakcyjny... W porównaniu do Claya. Chyba się zarumieniłam. Nie mogę o nim tak myśleć ! On jest Aniołem. Ja i on - to nie wyjdzie. Poza tym, on pewnie ma już swojego anioła. Uśmiechnęłam się smutno. Clay zachowuje się trochę jakby miał jakieś trudności z patrzeniem na mnie. No chyba nie jestem aż taka brzydka. Zawsze się podobałam chłopakom, ale może Clay jest inny. Może... nie lubi rudych ? Ok, nie będę teraz o tym myślała.
8. Pomóc AJowi wyjść z nałogów.
Jedna z najtrudniejszych misji. Tak, do tej pory najtrudniejsza.
9. Odnowienie stosunków z babcią.
Nagle zachciało mi się płakać. Nie pamiętam nawet jak wygląda. Tak bardzo zawsze chciałam ją odwiedzić, ale jakoś nie było okazji. Byłam głupia. Jutro chcę odwiedzić babcię. Muszę zapytać Claya czy misje muszę robić po kolei. Pamiętam, że jak byłam mała i moja mama jeszcze żyła, to odwiedzałyśmy babcię na jej małej farmie. To jakieś pół godziny drogi. Mam nadzieję, że babcia jeszcze tam mieszka.
10. Odkręcić postanowienie spalenia fabryki.
Wow. Ktoś chyba sobie ze mnie kpi. To są decyzje rady miasta. Ale... gdy spalono fabrykę to wybuchł jakiś tam zbiornik i to w jakiś tam sposób zanieczyściło powietrze. I może o to chodzi. Będę  musiała udowodnić... hmm... Radzie Miasta (!), że spalenie fabryki będzie niebezpieczne dla ludzi mieszkających niedaleko. Tylko jak ?! No nie wiem. Chyba jestem bardzo  śpiąca. Weszłam pod kołdrę i zgasiłam lampkę. Chciałabym się jeszcze jakoś porozumieć z Clay'em. Powiedzieć mu dobranoc. Ale nie wiem jak... Zasnęłam.

sobota, 9 lipca 2011

8. Clay

Usiadłem przy biurku i wyjąłem dziennik. Otworzyłem go na czystej stronie, jak co dzień. Próbowałem sobie poukładać wszystko, co zapisać.
Mijały godziny, a kartka była nadal biała.
- To bez sensu... - mruknąłem.
Wiedziałem, że dzisiaj nic nie dam rady napisać. Phoebe była bezpieczna w domu z ojcem, nie było sensu jej pilnować. Zresztą pewnie i tak dziewczyna chce mieć trochę prywatności.
Nie miałem co ze sobą uczynić. Jako Anioł, nie spałem. Otworzyłem więc dziennik na pierwszej stronie. Od razu posypały się wspomnienia...
Był rok 1926. 10 kwietnia - moje 17 urodziny... Wszystko pamiętam tak dokładnie... kiedy właśnie pragnąłem o tym zapomnieć...
Rano matka i ojciec złożyli mi życzenia z okazji urodzin. Na nic więcej nie liczyłem. W domu nie dość że było 6 dzieci i rodzice klepali biedę, to jeszcze ja, jako ich najstarszy syn, sprawiałem im najwięcej problemów.
Wyszedłem z domu. Oczywiście, moje urodziny, jak mogłem pomyśleć, żeby do szkoły pójść! To był M Ó J dzień. Mogłem robić co mi się podoba, więc zamiast skręcić w lewą drogę prowadzącą do budy, poszedłem przez miasto, do opuszczonego domu - miejsce spotkań z kumplami, moimi przyjaciółmi, którzy jako jedyni mnie rozumieli. Taki oczywiście był wtedy mój system myślenia. Nie, inni też by mnie oczywiście zrozumieli. Tylko że ja nie dałem im możliwości zrozumienia mnie.
Przywitałem się z kolegami, wśród których była Megan - moja dziewczyna. Od razu wyciągnęli papierosy i alkohol. Zapaliłem, wypiłem jedną butelkę piwa. Drugą butelkę, trzecią, czwartą... Chyba później poszliśmy nad jezioro, bo wiem że znaleźli mnie utopionego. Znalazłem się nagle w białej przestrzeni. Pamiętam, że musiałem poprawić swoje przeszłe życie.
I tak zaczęła się moja wieczność.

piątek, 8 lipca 2011

7. Phoebe

Byłam tak zmęczona, że nawet nie wiem jak znalazłam się w domu. Weszłam.
- Cześć tato. - uśmiechnęłam się do niego najładniej jak umiałam - Przepraszam, że tak późno, ale trochę się zasiedziałam u - zrobiłam niewielką przerwę - koleżanki. Mam nadzieję, że nie jesteś zły.
Tato popatrzył się na mnie jak na wariatkę. Przez chwilę zastanawiałam się dlaczego. No tak, przez niecałe sześć lat prawie wcale się do niego nie odzywałam, po tym, jak zapisał mnie do prywatnej szkoły. Teraz zrobiło mi się go szkoda.
- Tato, ja... przepraszam. - Zaczęłam nieśmiało - wiem, że byłam okropna przez te kilka lat, ale teraz na prawdę chcę się poprawić.
- Kochanie.... - mój tata chyba na serio się wzruszył - Co się stało, że zmieniłaś zdanie ? Ja też przepraszam, ale... bez mamy jest tak trudno.
- Ja chyba już dojrzałam i zrozumiałam, że to nie twoja wina. - przytuliłam się do niego, a on odwzajemnił uścisk. Nie czułam się tak już od wielu lat. W głębi duszy tęskniłam za tym.
- Teraz pozwól, że się umyję i pójdę spać. - uśmiechnęłam się - jestem bardzo zmęczona.
Po drodze do łazienki zastanawiałam się czy to nie za duży szok dla taty. Nie wiedziałam czemu, ale teraz na prawdę nie żywiłam do niego takich uczuć jak kiedyś. Coś się we mnie zmieniło.
Gdy wyszłam już po długim prysznicu z zaparowanej łazienki, przebrałam się w piżamę i poszłam do pokoju. Z tylnej kieszeni w jeansach wyjęłam pomiętą karteczkę ze swoimi misjami. Siadłam na łóżku i zaczęłam uważnie czytać.
1. Zapobiec kradzieży napoi i alkoholu ze sklepu przy stacji benzynowej.
Ta linijka była przekreślona różową, cienką kreską. Ale... pod nią była kolejna linijka tak samo przekreślona:
2. Przeproszenie i poprawienie stosunków z ojcem.
No proszę. Nieświadomie wykonałam kolejną misję ! Uśmiechnęłam się do siebie. Zostało jeszcze kilka punktów. Zaczęłam czytać je z niesamowitym skupieniem.

6.Clay

Weszliśmy do mojego mieszkania. Było małe, niezbyt imponujące. Starałem się go urządzić tak, aby było w nim dużo światła i przestrzeni.
Popatrzyłem na Phoebe. Na jej ustach malował się jej piękny uśmiech. Spojrzałem na nią pytająco.
- Porządek - uśmiechnęła się szerzej - Byłeś przygotowany, czy jak? - zaśmiała się.
Sparaliżowany byłem. Miała taki cudny śmiech! Musiałem jak najszybciej się opamiętać. Uśmiechnąłem się.
- Może - pozwoliłem sobie trochę pożartować - Salon jest na prawo - wskazałem i dodałem - Rozgość się, tymczasem ja lecę po coś do picia.
Poszedłem do kuchni. Musiałem jak najszybciej doprowadzić się do porządku. Nie, Clay! Ona jest człowiekiem! Nie można jej kochać! Zakazane!
Uderzyłem się ręką w czoło i wróciłem do salonu. Phoebe siedziała na kanapie. Spojrzała na mnie swymi niesamowicie zielonymi oczami. Serce mi mocniej zabiło. Cholera, muszę panować nad sobą!
- Zapomniałem spytać - zarumieniłem się. Kurde! Musiałem!? - Co podać? Lemoniada, sok, kawa, herbata, cola... - wymieniałem
Przerwała mi z uśmiechem.
- Poproszę sok. - rzekła Phoebe - Hmm... jeśli masz to smak owoców leśnych, dobrze?
Kiwnąłem głową. i pobiegłem do kuchni. Uff, miałem napój zgodnie z zamówieniem ślicznej. Miałem ochotę dać sobie w twarz! Ona nie jest śliczna! Znaczy OCZYWIŚCIE ŻE JEST! Ale nie mogę o niej w ten sposób myśleć! Potrząsnąłem głową. To szaleństwo! Nie można, Clay! N I E  M O Ż N A !
Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem z napojem i szklankami do Phoebe.Postawiłem wszytko na szklanej ławie i nalałem soku w szklanki.
- Nieźle Ci poszło, Phoebe - uśmiechnąłem się, póki była okazja - Ciekawe, co AJ pomyśli, kiedy zobaczy że ma kamienie w plecaku... Było piwo, nie ma piwa.
- Tak - zaśmiała się znowu, ale zaraz spoważniała - Następna misja też będzie?
Pokiwałem głową. Żal mi się jej zrobiło. Bała się. Widziałem to na jej twarzy.
Ale nic nie mogłem na to poradzić.
- Nie martw się. Na dzisiaj wystarczy. - pocieszałem ją - Po odpoczynku wrócisz do domu - widząc zdziwienie, które pojawiło się na jej twarzy, wytłumaczyłem - Cofnęłaś się w czasie. Żyjesz jak dawniej, z ojcem. Dlatego do niego wrócisz. Spokojnie, skontaktuję się z Tobą w razie potrzeby. - przerwałem na chwilę, marszcząc brwi w zamyśleniu - Sądzę, że ty też będziesz potrafiła.
Pół godziny minęło. Wstałem, a ona prowadziła za mną wzrok.
- Wybacz - uśmiechnąłem się smutno - Ale twój ojciec się martwi. Odprowadzić Cię?
Aż trudno mi było silić się na obojętność. Tak chciałbym, żeby została...

czwartek, 7 lipca 2011

5. Phoebe

 - Totalnie załamana ! - krzyknęłam jeszcze raz.
- Hej, malutka. - usłyszałam głos AJa. - do kogo się tak wydzierasz ? - kurde, chyba muszę się opanować.
-Ja... tak tylko sobie śpiewam. - powiedziałam nieśmiało. Popatrzyłam na Clay'a. Odwzajemnił spojrzenie. Patrzył spokojnie i zachęcająco. AJ go nie widział.
-Tak, tak, jak tam chcesz, maleńka. Chodź na naszą małą misję. - AJ objął mnie w talii i delikatnie popchnął w stronę wejścia do sklepu. - No, co się tak opierasz ?
- Ja nie jestem do końca pewna czy dobrze robimy. - patrzyłam się we wszystkie strony, byle tylko nie spojrzeć w oczy AJ'owi.
- Co ty mówisz ? Chodź, idziemy !
- No ale...
- Dobrze wiesz, że jak ze mną nie pójdziesz to pójdę sam.
- No dobrze. Już idę.
Popatrzyłam z przerażeniem na Clay'a. ''Pomóż''- próbowałam mu bezgłośnie to powiedzieć. Ale on tylko szedł za nami spokojnie do sklepu. Pamiętam, że jak tylko weszliśmy do sklepu mieliśmy skręcić w lewo do działu z napojami i alkoholem. AJ chciał wziąć bardzo dużo, a potem iść wypić to wszystko ze mną i kolegami. Ja wypiłam bardzo mało, ale AJ wypił więcej niż zwykle. Chciał się ze mną całować i pewnie nawet coś więcej. Ja uciekłam. Potem AJ leżał w szpitalu przez trzy dni. Nie chcę żeby to się stało.
AJ pakował już butelki do plecaka. Starsza pani za kasą nie mogła nic widzieć. Kamer nie było.
- Teraz tylko zatrzymaj czas - usłyszałam szept Clay'a.
- Co ?! O tym nie było mowy.
- Bo tego nie było w planach. Ale ja ci pomagam. I lubię cię. Dlatego możesz sobie zatrzymać czas. W zamian za jeden uśmiech.
Popatrzyłam na niego. Jego błękitne oczy były niesamowite. Niesamowite było wszystko. I jego prawie niewidzialne piegi, i jego białe równe zęby uśmiechające się do mnie w tej chwili. Jeszcze go nie znam. Ale chyba też go lubię. Uśmiechnęłam się.
- Dziękuję... Twój uśmiech jest piękny - miałam straszną ochotę go poznać - teraz tylko pstryknij palcami.
<pstryk>
AJ przestał się ruszać. Właśnie zapinał plecak i miał skierować się do wyjścia. Wiedziałam co robić. Rozpięłam z powrotem plecak. Butelki schowałam na inną półkę. Pobiegłam na parking przed sklepem i wzięłam z stamtąd kilka niedużych kamieni. Włożyłam je do plecaka i go zapięłam.
<pstryk>
AJ założył plecak na ramię.
- No to co, maleńka. Idę do kasy kupić lizaka i idziemy. - przesłał mi całusa
- Tak, tak. - ''tylko nie chowaj lizaka do plecaka. Proszę '' - dodałam w myślach. Na szczęście od razu odwiną go z papierka i włożył do ust. Potem się spytał, czy też chcę polizać. ,, Blee, nie'' pomyślałam i tylko skrzywiłam się w odpowiedzi. Clay się uśmiechnął. Wyszliśmy ze sklepu.
- Przepraszam Cię AJ, ale muszę iść do domu. No wiesz... stary... Ale zostaw coś dla mnie - mrugnęłam do niego z udawaną radością.
- No dobra. Ale to twoja strata. Pożegnaj się ładnie. - powiedział z chytrym uśmieszkiem
- Pff. Chciałbyś. - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę domu. Czułam, ze jeszcze przez chwilę się na mnie patrzy. Clay szedł za mną.
- No dobra, Clay. To gdzie teraz ?
- Teraz zapraszam cię do siebie na odpoczynek po pierwszej misji. Napijemy się czegoś - gdy spojrzałam na niego ze strachem dodał : - Bez alkoholu.
- No dobrze, niech będzie. - udawałam, że nie robi na mnie wrażenia.
Oboje uśmiechnęliśmy się do siebie.

4.Clay

Tak więc wylądowałem z moją piękno... z tą dziewczyną w...
- 2010 rok, San Francisco. - powiedziałem niewzruszonym tonem - Zaczynasz.
- Ja? - przeraziła się - Czy ty... ty nie miałeś mi pomagać?!
Była taka słodka, kiedy była przestraszona. Chciałem ją teraz przytulić. Nie! Przestań, Clay! Misja, nie miłostki!
- Tak tak... ale tylko w chwilach załamania. Problemy musisz sama odkręcić.
- ZAŁAMANA JESTEM TERAZ! - krzyknęła.
Nagle usłyszeliśmy głos za naszymi plecami

środa, 6 lipca 2011

3. Phoebe

 Nie wiedziałam kim on jest. No i w ogóle nie widziałam gdzie jestem ! Wszędzie było biało. Dziewczyna, którą zobaczyłam ubrana w białą, zwiewną suknię, była bardzo zgrabną blondynką. Obok niej stał chłopak w moim wieku, ubrany w białą koszulę i jasne spodnie. Był także blondynem o dużych oczach w pięknym odcieniu błękitu.
- Nazywam się Clay - powiedział chłopak. Na początku wyglądał jakby się mną zainteresował, lecz chwilę później jego mina stała się poważna i nieprzenikniona. - Phoebe, jesteś o krok od śmierci. Lecz nie umrzesz. Moja koleżanka, Elizabeth, wszystko Ci powie.
Totalnie zaniemówiłam. Jaja sobie robili, czy co ?!
- Jesteśmy z Białego Wymiaru. Czasami zdarza się tak, że schodzimy na Ziemię, by pomóc ludziom takim jak Ty. Wszyscy wiemy, że nie byłaś zbyt grzeczną dziewczynką - uśmiechnęła się Elizabeth - Ale masz szansę to zmienić. Przyszliśmy akurat do ciebie, ponieważ w głębi serca jesteś wspaniała i dobra, a twoja aura jest nieprzenikniona i całkowicie biała. Masz wielką moc, Phoebe.
Spojrzałam na Claya. Był niesamowicie przystojny, ale... nie, teraz nie na to pora. Zastanawiałam się co powiedzieć.
- Czy... ja... gdzie teraz jestem ? - spytałam cicho.
- Teraz jesteś między Ziemią, a Białymi Wymiarami. Czas za Ziemi płynie inaczej, więc nie masz się o co martwić. Aktualnie leżysz w szpitalu, jesteś w śpiączce. - Elizabeth starała mi się wszystko wytłumaczyć.
- No dobrze... - nie rozumiałam prawie nic, tylko tyle, że miałam wypadek i utknęłam g d z i e ś z dziwnymi ludźmi ubranymi na biało. - Co mam teraz zrobić ?
- Oh, czekałam aż zadasz to pytanie - Elizabeth sięgnęła do kieszeni w swojej sukience. Wyciągnęła z niej pomiętą karteczkę. - Uff, cóż, to będzie trudne, ale będziesz musiała cofnąć się do przeszłości i naprawić wszystkie szkody, które wyrządziłaś innym. Nie będziesz jednak mogła przy tym robić nic innego co wpłynęłoby na bieg wydarzeń w teraźniejszości. Na tej karteczce masz ludzi, którym wyrządziłaś krzywdę oraz co masz naprawić. Żebyś się nie załamała - podała mi karteczkę uśmiechając się życzliwie - twoim pomocnikiem będzie Clay. I mam wrażenie, że się dogadacie - powiedziała z westchnieniem i lekkim rozbawieniem.
Szok był ogromny. Może mi się to tylko śniło ? Wątpię. Aż taka szalona nie jestem.
- No dobrze, niedługo przenosicie się do 2010. Masz szesnaście lat, ale oczywiście wyglądasz tak jak teraz, jednak nikt tym się nie zdziwi. 21 stycznia. Pamiętasz co się wtedy wydarzyło. Sklep na stacji benzynowej. Ty i AJ. Chcecie ukraść napoje, a AJ chce ukraść alkohol. Twoim zadaniem jest go powstrzymać.
No tak, pamiętam. Następnego dnia AJ leżał w szpitalu. Mieliśmy pecha. W ogóle nie chciałam tego kraść, no ale wtedy AJ by się zezłościł. I jak ja mam do cholery mu powiedzieć żeby nie kradł ? Zabije mnie ! Nie, przepraszam, ja już jestem zabita !
- Jesteś gotowa, Phoebe ? - uśmiechnął się do mnie Clay (ohh jak on pięknie się uśmiecha). Od razu zrobiło mi się lepiej, ale... Nie, wcale a wcale nie byłam gotowa.

2. Clay

Zobaczyłem ją. Świat nagle stanął w miejscu, jakby ktoś go zamroził. Miała piękne włosy. Rude. Od tej chwili uwielbiam długie, rude włosy. Jej twarz była... nieziemska, jakby świeciła swym pięknem. To była chwila. Później nagle znikła. Nie potrafiłem wyjaśnić. Była jak zjawisko na nocnym niebie, niepowtarzalne i niesamowite.
Elizabeth popatrzyła na mnie, a ja z trudem oderwałem wzrok od tego miejsca i spojrzałem na nią.
- Zastanawiasz się, dlaczego ona się pojawiła? - zapytała spokojnym głosem
Potrząsnąłem głową. Wiedziałem, że sobie ze mnie szydziła.
- Co jej się stało?
- Wypadek samochodowy. Nie miała szczęścia.Jest w śpiączce.
Nie wiem czemu. Byłem aniołem, a rozpaczałem nad zupełnie obcą mi dziewczyną. Lecz nie mogłem tej myśli do siebie dopuścić. W tej obcej dziewczynie było coś, co mnie do niej przyciągało. Jakby była tą jedyną. Z przerażeniem odepchnąłem tą myśl od siebie.
Elizabeth jakby mnie słyszała.
- Wiesz przecież, że nie możesz wiązać się ze śmiertelniczką. Nie zapomnij o tym. Kary za taki wybryk są duże. - pouczała mnie dalej - Niewybaczalne...
- Wiem.
W tej chwili dziewczyna ponownie się pojawiła. Serce we mnie zamarło. Uczucia będę ukrywał. Nie mam zamiaru robić ukochanej nieznajomej kłopotów.

1. Phoebe

Usłyszałam budzik. ,,Cholera, znowu do szkoły'' - pomyślałam. Oto ja. Phoebe. Jestem nastolatką, hmmm, można by powiedzieć, że niezbyt zwyczajną. To ja zawsze miałam najgorsze zachowanie w klasie, no dobra, w całej szkole, moim jedynym przyjacielem był AJ, który od kilku miesięcy nie chodzi do szkoły, bo został zamknięty w poprawczaku. Musiał jeszcze po drodze ze dwa razy pójść na odwyk. Dlaczego taka jestem ? Sama nie wiem. Zawsze chciałam się zmienić, ale to jakoś nie wychodziło. Gdy chciałam komuś pomóc, nikt mi nie wierzył, nikt nie chciał ze mną gadać. W końcu dałam sobie spokój. Teraz jestem jaka jestem. Mój ojciec, który chciał zrobić wszystko, żeby mnie ''poprawić'' wysłał mnie do prywatnej szkoły. Strasznie go za to znienawidziłam. Totalnie nie mogę się dogadać z tymi przylizanymi człowieczkami z klasy. Owszem, są czasami mili, ale nie dla mnie. Nauczyciele też chyba za mną nie przepadają. Myślę, że bardziej odpowiednim słowem było by ''nienawidzą mnie''. No ale cóż...
Wstałam, ubrałam się. (Od razu uprzedzając wasze wątpliwości, ubieram się jak normalna dziewczyna, nie na czarno i nie maluję się na pandę, prawie w ogóle się nie maluję, tylko czasami poczerniam swoje rzęsy, mam ciemno rude włosy i na serio nie wyglądam jak ''emo'' ani nic innego). Spojrzałam za zegarek. 5 minut do mojego autobusu. Nie, teraz nie chciałam się spóźnić. Nie dzisiaj. Chociaż raz. Wybiegłam z domu biegiem. Chyba nawet zapomniałam zamknąć drzwi. Biegłam do przejścia dla pieszych. Przystanek był po drugiej stronie ulicy. Już widziałam nadjeżdżający autobus. O nie, dzisiaj się nie spóźnię. Zdecydowałam. Przebiegłam szybko przez ulicę nie patrząc, czy coś jedzie. Nie, wcale nie przebiegłam. Usłyszałam tylko coś... Jakby trąbienie samochodu i krzyki, pisk opon. Poczułam ból, ale tylko przez chwilę, później nie czułam nic. Przecież nie umarłam.
I wtedy zobaczyłam światło, a w nim Ją i Jego. Byli piękni. A szczególnie On. Wtedy chyba zasnęłam, bo nie pamiętałam nic więcej.