piątek, 8 lipca 2011

6.Clay

Weszliśmy do mojego mieszkania. Było małe, niezbyt imponujące. Starałem się go urządzić tak, aby było w nim dużo światła i przestrzeni.
Popatrzyłem na Phoebe. Na jej ustach malował się jej piękny uśmiech. Spojrzałem na nią pytająco.
- Porządek - uśmiechnęła się szerzej - Byłeś przygotowany, czy jak? - zaśmiała się.
Sparaliżowany byłem. Miała taki cudny śmiech! Musiałem jak najszybciej się opamiętać. Uśmiechnąłem się.
- Może - pozwoliłem sobie trochę pożartować - Salon jest na prawo - wskazałem i dodałem - Rozgość się, tymczasem ja lecę po coś do picia.
Poszedłem do kuchni. Musiałem jak najszybciej doprowadzić się do porządku. Nie, Clay! Ona jest człowiekiem! Nie można jej kochać! Zakazane!
Uderzyłem się ręką w czoło i wróciłem do salonu. Phoebe siedziała na kanapie. Spojrzała na mnie swymi niesamowicie zielonymi oczami. Serce mi mocniej zabiło. Cholera, muszę panować nad sobą!
- Zapomniałem spytać - zarumieniłem się. Kurde! Musiałem!? - Co podać? Lemoniada, sok, kawa, herbata, cola... - wymieniałem
Przerwała mi z uśmiechem.
- Poproszę sok. - rzekła Phoebe - Hmm... jeśli masz to smak owoców leśnych, dobrze?
Kiwnąłem głową. i pobiegłem do kuchni. Uff, miałem napój zgodnie z zamówieniem ślicznej. Miałem ochotę dać sobie w twarz! Ona nie jest śliczna! Znaczy OCZYWIŚCIE ŻE JEST! Ale nie mogę o niej w ten sposób myśleć! Potrząsnąłem głową. To szaleństwo! Nie można, Clay! N I E  M O Ż N A !
Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem z napojem i szklankami do Phoebe.Postawiłem wszytko na szklanej ławie i nalałem soku w szklanki.
- Nieźle Ci poszło, Phoebe - uśmiechnąłem się, póki była okazja - Ciekawe, co AJ pomyśli, kiedy zobaczy że ma kamienie w plecaku... Było piwo, nie ma piwa.
- Tak - zaśmiała się znowu, ale zaraz spoważniała - Następna misja też będzie?
Pokiwałem głową. Żal mi się jej zrobiło. Bała się. Widziałem to na jej twarzy.
Ale nic nie mogłem na to poradzić.
- Nie martw się. Na dzisiaj wystarczy. - pocieszałem ją - Po odpoczynku wrócisz do domu - widząc zdziwienie, które pojawiło się na jej twarzy, wytłumaczyłem - Cofnęłaś się w czasie. Żyjesz jak dawniej, z ojcem. Dlatego do niego wrócisz. Spokojnie, skontaktuję się z Tobą w razie potrzeby. - przerwałem na chwilę, marszcząc brwi w zamyśleniu - Sądzę, że ty też będziesz potrafiła.
Pół godziny minęło. Wstałem, a ona prowadziła za mną wzrok.
- Wybacz - uśmiechnąłem się smutno - Ale twój ojciec się martwi. Odprowadzić Cię?
Aż trudno mi było silić się na obojętność. Tak chciałbym, żeby została...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz