środa, 31 sierpnia 2011

18. Clay

Miałem dość tej rozmowy. Opuściłem hol zostawiając Elizabeth samą. W mojej głowie pulsowała wściekłość.Musiałem się jak najszybciej opanować. Ruszyłem szybkim krokiem ku drzwiom balkonowym. Wyszedłem na chłodny dwór, oparłem się o białą, marmurową poręcz i zrobiłem kilka głębokich wdechów.
Świerze powietrze zadziałało na mnie jak mocna mięta; oczyściło mi umysł i po kilku chwilach mogłem już racjonalnie myśleć.
Nie powinienem tak nazwać Phoebe, nawet jeśli to było dla dobra nas obojga. I co z tego, że chciałem zatuszować to, co się między nami wydarzyło. Mogłem to zrobić inaczej, wytłumaczyć spokojnie... "Teraz dobrze powiedzieć" pomyślałem ze złością. Było minęło, nic nie można na to poradzić. Wiedziałem że Elizabeth i tak nie nabrała się na tą gierkę. Znów poczułem złość napływający wraz z nurtem myśli. Odgoniłem je wszystkie, pozostawiając trzeźwy umysł. Teraz trzeba się skupić na tym, na czym trzeba było na samym początku. Misje Phoebe. Wierzyłem, że przez ostatnie wydarzenia o tym nie zapomniała.
Postałem jeszcze chwilę na balkonie po czym wycofałem się do domu, o wiele spokojny niż kiedy wchodziłem do niego poprzednim razem. Chciałem znaleźć najpierw Phoebe, ale zrezygnowałem szybko z tej opcji. Była wyczerpana, musiała odpocząć i pewnie tak samo jak ja - wszystko przemyśleć.
Nie wiedząc, dokąd się teraz udać, przystanąłem na chwilę w holu.Ta chwila wystarczyła, aby usłyszeć jej płacz. Przeniosłem wzrok na drzwi Yoshiyo, słysząc każdą łzę płynącą po jej policzku. Nie zastanawiając się, zerknąłem przez dziurkę od klucz do pokoju.
Zobaczyłem Phoebe wypłakującą się na torsie Japończyka. On obejmował ją, jakby jej ramiona były z diamentu. Rude włosy Phoebe były potargane, a piękne, zielone oczy kleiły się od łez. Serce skurczyło się z rozpaczy na widok tej sceny. Nie mogłem już znieść jej widoku, odszedłem więc bezszelestnie do tyłu.
Nawet nie wiem jak znalazłem się w swoim pokoju. Usiadłem na łóżku i przez dłuższy czas wpatrywałem się w przestrzeń, lecz uznałem w końcu to za bezsens. Dostrzegłem w kącie pokoju odtwarzacz muzyki. Włączyłem piosenkę Papa Roach i w samotności wsłuchiwałem się w ostre nuty utworu. W głowie nie miałem już mętliku. Panowała tam pustka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz