piątek, 15 czerwca 2012

26. Clay

Szybko sprawdziłem czy z Yoshiyo wszystko gra. Odetchnąłem z ulgą, bo Japończyk szybko wstał i uspokajał że nic mu nie jest. Spojrzałem na Phoebe. Ta uśmiechnęła się i powiedziała:
- No to co, dwa za jednym razem! - ucieszyła się - i zapobiegnięcie z tymi narkotykami i odmówienie kradzieży dziennika.
- Chyba jeszcze coś - usłyszałem głos za moimi plecami i aż podskoczyłem.
Za mną stała Elizabeth. Jak zwykle uśmiechała się lekko, ale widać było że jest zadowolona na widok mojego uśmiechu, który pojawił się wraz z radością Phoebe.
- Co się jeszcze udało? - dopytywał się uradowany Yoshiyo.
- No cóż.... - przeniosła spojrzenie na Phoebe - ocena w szkole uległa zmianie.
- Naprawdę?! - dziewczyna roześmiała się serdecznie - No to świetnie! Zostało mi już tylko... - wyciągnęła listę. Jej uśmiech z sekundy na sekundę bladł. - Zostały mi same najgorsze zadania... spójrzcie... pomóc AJowi wyjść z nałogu... zapobiec spaleniu fabryki... jak mam to zrobić?!
Przygryzłem dolną wargę. Chciałbym, żeby mnie teraz przytuliła. Chociaż może to ja powinienem ją przytulić, a nie ona mnie...?
Nagle drgnąłem. Nie podobało mi się to. Coś sprawiło, że nagle stałem się niespokojny. Bardzo niespokojny. Złapałem się za głowę, czując gwałtowny impuls czegoś, czego nie byłem w stanie opisać. Słyszałem tajemnicze głosy, straszne, przed oczami zaczęły migać mi niewiarygodnie szybko obrazy, których nie zdołałem uchwycić. Czułem, jak kolor moich oczu się zmienia. Nie panowałem nad swoim ciałem. Nagle wszystko ustało, jeszcze szybciej niż się zaczęło. A jednak ten ułamek sekundy sprawił, że wiedziałem już co się wydarzy. To wystarczyło, żebym skoczył, zasłaniając Phoebe własnym ciałem i odpychając Yoshiyo. Wystarczyło... Miałem przynajmniej taka nadzieję. Co zobaczyłem? Najpierw Elizabeth. Tak mi się wydaje. Uśmiechała się. Przerażająco. Jej zęby wydłużyły się i zaostrzyły, przypominając rekinie. Oczy zrobiły się czarne. Włosy, zwykle ułożone w wytworny lok opadający na ramię, rozwiały się i zrobiły proste, jakby porażone prądem. Elizabeth w ręku trzymała miecz. Świecił krwisto czerwonym światłem. Być może była to moja krew. Miecz był zanurzony w mojej klatce piersiowej. I to by było na tyle. Co było dalej? Nie pamiętam... Chyba mnie zabili... Chociaż nie, to niemożliwe. Jestem Aniołem... Prawda?

3 komentarze:

  1. Świetne ^^ bardzo dobrze umiesz pisać książki

    OdpowiedzUsuń
  2. super, ale dlaczego napisałaś tylko jeden rozdział za cały rok?

    OdpowiedzUsuń